Następnego dnia po meczu niestety, ale musieliśmy już wracać, bo rodzice Karola musieli wrócić do pracy. Jak na złość podróż do Warszawy minęła mi o wiele szybciej niż droga do chłopaków, ale pewnie z tego względu, że nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć chłopaka i przyjaciela. Zdążyłam jedynie wrócić do domu, musiałam zacząć się już zbierać na pociąg, bo właśnie dziś miałam wyjechać do Łodzi. Przez kilka dni miałam się zatrzymać u kapitanki drużyny, Sylwii Pycii, która miała mi także pomóc ze znalezieniem mieszkania. Swoją drogą, gdy rozmawiałam z Bartkiem po meczu nieco się o to posprzeczaliśmy, ale chciałam na razie zamieszkać sama i zapoznać się z dziewczynami z drużyny. Z nim jeszcze zdążę zamieszkać i oby ze mną wytrzymał.
Ledwo co zdążyłam na swój pociąg, ale to wszystko przed to, że stwierdziłam, że zdążę dopakować niektóre rzeczy jeszcze po powrocie z Pragi, a trochę za późno wyjechaliśmy. Wysiadłam z pociągu i zaczęłam wyszukiwać wzrokiem Sylwii. Było to trudne z tego względu, że na peronie było strasznie dużo osób. Odeszłam trochę na bok, żeby nie przeszkadzać innym i opuściłam torbę wraz z walizką. Jakie to było cholernie ciężkie mimo, że to było tak niewiele z tego co miałam w domu. Ktoś puknął mnie w ramię i szybko się odwróciłam.
- Cześć Ola. - uśmiechnęła się do mnie
- Ohh, a już myślałam, że się zagubię. - zaśmiała się
- Idziemy?
- Tak, tak. Jestem wymordowana. - uśmiechnęła się i ruszyłyśmy do jej samochodu
Na pierwszy rzut oka i początek naszej rozmowy wydała się być miłą osobą. Chciałabym, żeby nie było żadnych zgrzytów w drużynie ze mną w roli głównej, ale to nie zależy tylko ode mnie. Kiedy dotarłyśmy do jej domu, pokazała mi gdzie będę nocować i zaniosłam tam swoje rzeczy. Wychyliłam się zza drzwi i zapytałam:
- Będziesz miała coś przeciwko temu, że zdrzemnęłabym się trochę? Dziś cały czas jestem w podróży..
- Pewnie. Dobranoc. - puściła do mnie perskie oko, a ja odwróciłam się i od razu wkopałam na łóżko, oddając się w objęcia Morfeusza...
Obudziłam się dopiero rano, a zwabił mnie zapach kawy, który wydobywał się z kuchni. Przeciągnęłam się na łóżku i wyswobodziłam z pościeli. Zajrzałam do kuchni, gdzie Sylwia piła właśnie kawę.
- Cześć. Kawy? - spytała, a ja ochoczo pokiwałam głową
Gdy tylko podała mi kubek, spróbowałam ją ochłodzić, a potem zanurzyłam usta w cieczy. Usiadłam wygodniej na krześle i uśmiechnęłam. Tego mi było trzeba.
- Pyszna. - kapitanka mojej nowej drużyny zaśmiała się na te słowa
- Nie musisz się podlizywać. - puściła do mnie oczko
- Aaale ja się nie podlizuje! Naprawdę jest dobra. Nie cierpię osób, które się podlizują. A tym bardziej osób, które to tolerują. - wyznałam
- A to już cie lubię. - spojrzałyśmy na siebie, po czym wybuchłyśmy obie śmiechem
Po śniadaniu poszłam się ogarnąć, bo potem miałyśmy poszukać mieszkania dla mnie. Oby szybko trafiło się coś ciekawego, bo nie należę do osób cierpliwych...
Tak samo jak i Bartek. Po całym dniu poszukiwań mieszkania, gdy spojrzałam wieczorem na telefon miałam milion nieodebranych połączeń. Bez przesady, przecież mnie nie zabili. Od razu do niego zadzwoniłam, a odebrał za pierwszym sygnałem.
- Olka! Jak Boga kocham! Ile można do ciebie dzwonić?!
- Taak. Ja ciebie też kocham. I miło cie słyszeć. Mieszkania szukałam przecież!
- Nie łaska odebrać telefon?
- Michała to nie znam, choć chętnie poznam.
- Co? O czym ty mówisz? - spytał zaskoczony, bo załapał dopiero po chwili - Ja ci dam tego Łasko! Nie zapoznam cię z nim, chciałabyś!
Można z nim czasami oszaleć jak się z nim rozmawia, ale i tak kocham tego wariata. Kiedy skończyliśmy rozmowę, poszłam wziąć szybki prysznic, a potem Sylwia zaproponowała, żebyśmy napiły się wina i spróbowały się lepiej poznać. Jestem na tak!
Odebrało mi mowę jak zobaczyłam datę ostatniego dodatnia... Dostanie mi się lanie czy nawet nikt tego nie przeczytał? ;)