piątek, 24 sierpnia 2012

część 7

- Odsuń się! – popchnęłam go i zdążyłam wylądować nogami na ziemi, żeby nie zaliczyć gleby
- Mogłaś być delikatniejsza!  - oburzył się
- A Ty chory jesteś, że mnie tak puszczasz!
- Znasz mnie, przecież smarkulo. – zaśmiał się
- Idiota! – kopnęłam go
- To bolało.
- Oto chodziło! – ruszyłam biegiem i okrążyłam autokar
- Z drogi! – wbiegłam do środka i schowałam się z tyłu
- Dobra reszta niech też się ładuje. – zaśmiała się trenerka i po chwili przed sobą zobaczyłam Karola
- I co teraz? – spytał
- Przebaczysz? – wyszczerzyłam się
- Spadaj Karol. Ja z nią siedzę. – Patrycja go popchnęła i usiadła obok
- Ma przerąbane. – usiadł za mną i zaczął kopać moje siedzenie
- No Karol! – odwróciłam się do niego z mordem w oczach
- Pff… - spojrzałam na szybę i akurat Bartek się odwrócił
- Szlag no. – zasunęłam zasłonę
- Olka. – Patrycja odwróciła moją głowę w swoją stronę, a ja ją mocno przytuliłam
- I że niby Ci przeszło? – szepnęła
- Nie.
Gdy wróciliśmy do Warszawy, poszliśmy do domu i przygotowania na imprezę. Mieliśmy się spotkać o osiemnastej pod klubem. Czasu mieliśmy sporo, bo już o 12 byliśmy w Warszawie. Zgarnęliśmy się do rodziców i ogłosiliśmy nowinę, że mamy Puchar Mazowsza. Akurat te trafienie, że u jego rodziców byli także moi, a potem byliśmy wyściskani za wszystkie czasy. Zostaliśmy na obiad, a po piętnastej poszliśmy do domu się przyszykować. Na imprezie się upiłam jak zwykle, a do domu ledwo co doszłam z Karolem, który także zaszalał z alkoholem. Rano, gdy się obudziłam leżałam z nim na podłodze w salonie.
- Obudź się człowieku. – zaczęłam go szturchać
- Co chcesz? – złapał mnie za dłonie
- Nie jestem w stanie iść na polibudę.
- Więc nie idziemy. – odparł
- Ale trenerzy się wkurzą.
- Myślisz, że pierwszy raz po mistrzostwach nie idziemy? – otworzył jedno oko
- A to spoko. – położyłam głowę na brzuchu Karola
- Idziemy spać. – powiedział i po chwili oboje już zasnęliśmy
Los mnie nie lubił. Moje nieszczęście, że śnił mi się Bartek. Wszystko mi się przypomniało. Nawet nie wiem jak ma na nazwisko, ani w jakiej drużynie gra, bo nie zwróciłam na to uwagi. Zajęta byłam nim. Co najmniej powinno być mi potrzebne. Następnego dnia już pojawiliśmy się, ale ja siedziałam przymulona na tych wykładach. Trening się nie odbył, bo nikt nie miał na to najmniejszej ochoty.
Na początku czerwca dowiedziałam się czegoś co mnie cholernie zdołowało. Karol dostał propozycję z porządnej drużyny. Miał wyjechać jak tylko skończy się rok akademicki.
- Trudno będzie się rozstać. – powiedział smutno mój przyjaciel
- Przyjaźnimy się tyle lat, to te sto pięćdziesiąt kilosów nas nie rozdzieli. – usiadłam na nim okrakiem i przytuliłam mocno
- Co Ty? – spytał rozbawiony
- Przez miesiąc się muszę Tobą nacieszyć.
- Długo jeszcze? – spytał po jakiś dziesięciu minutach
- Najlepiej do Twojego wyjazdu. – odparłam i po policzkach zaczęły spływać łzy, traciłam cholernie ważną dla mnie osobę. Kolejną…
- Mała nie płacz. – chciał mnie odsunąć, ale mocno go przycisnęłam
- Nie odsunę się.
- Przecież wiem, że płaczesz. A ja nie mogę jak Ty płaczesz. – usłyszałam, że załamuje mu się głos
- Nic nie gadaj tylko po prostu pozwól mi się sobą nacieszyć. – powiedziałam mu w oczy
- Przez Ciebie beczę. – przytulił mnie cholernie mocno
Następnego dnia Karol poinformował o tym swoich rodziców. Jego mama powiedziała, że puści go pod jednym warunkiem, że zabiorę go na zakupy i na wyjazd będzie miał nowe ciuchy. Oczywiście tak się stało. Całą sobotę chodziliśmy po sklepach i wybieraliśmy dla niego ciuchy. Nie obyło się bez wygłupów i ubierania się jak debile. Nie potrafiłam zrozumieć tego, że będziemy musieli się rozstać. Od małego uczestniczył w moim życiu. Był moją bratnią duszą i czułam jakby naprawdę był moim bratem. Gdy nastał lipiec nie mogłam się z nim rozstać przed pociągiem.
- Młoda muszę już iść. – powiedział, chociaż sam mnie mocno ściskał
- Masz zadzwonić jak tylko dojedziesz. – szepnęłam mu do ucha
- Obiecuję. – poczułam zbierające się łzy
- Leć. – odsunęłam się od niego, a on pocałował mnie w policzek
- Kocham Cię moja mała smarkulo.
- Jesteś idiotą. Ale też Cię kocham braciszku. – odparłam z uśmiechem i popłynęły łzy
- Kurde młoda. Przestań.
- Nie no już. Spadaj. – zaśmiałam się i wytarłam łzy
- Masz nie płakać.
- Nie będę. – uśmiechnęłam się
Wszedł do pociągu i gdy tylko zajął miejsce, stanął przy oknie.
- Nie stracimy kontaktu, prawda?
- No co Ty gadasz głupku. – spetliśmy nasze dłonie
- Moja siostrzyczka. – rozwalił mi fryzurę
- Idiota no. – rozbawiona poprawiłam się
Po chwili już odjechał i spuściłam głowę. Łzy popłynęły i poszłam usiąść na jakiejś ławce. Tracę kolejną ważną osobę. Ile razy jeszcze los mnie pokaże?
- Młoda miałaś nie płakać. – usłyszałam i podniosłam głowę
- Co Ty tu robisz durniu?! – wstałam do niego
- Nie potrafię. Zawsze byłaś w moim życiu.
- Idioto Ty masz jechać!
- Już pociąg pociuchciał.
- Jesteś kretynem! – pociągnęłam go w stronę autobusów
- Młoda ja nie potrafię. – mocno mnie ścisnął
- Nawet się nie waż. Chodź. – doszliśmy na postój autobusów i jak się okazało autobus do Bełchatowa odjeżdża za 20 minut
- Jak mogłeś wysiąść  z pociągu? – spytałam płacząc
- Za długo jesteś z moim życiu.
- Co chcesz się mnie pozbyć? – spytałam
- No co Ty głupia. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.
- Ale wsiądziesz do tego autobusu i pojedziesz, zrozumiano?
- Tak. – dopóki nie przyjechał autobus staliśmy objęci
- Ani się waż wysiąść. – powiedziałam, gdy staliśmy w kolejce
- I jak dojedziesz dzwonisz.
- A Ty jak dotrzesz do domu dzwonisz do mnie.
- Dobrze.
Poczekałam, aż autobus odjedzie patrząc na niego, żeby czegoś nie odwalił. Gdy tylko zniknął z mojego wzroku wróciłam do domu, następnie dzwoniąc do niego. Był już za Warszawą. Kiedy się rozłączyłam, kolejne łzy popłynęły. Czułam się cholernie samotna. Nie miałam nikogo na kim mogłabym polegać. Nagle zaczął dzwonić dzwonek do drzwi i się przestraszyłam. Nie chciałam nikogo widzieć, ale po chwili usłyszałam:
- Olka otwieraj! – była to Patrycja, więc powoli skierowałam się w stronę drzwi
- Nie płacz. – przytuliła mnie od razu
- Straciłam kolejną ważną osobę. – mówiłam to sobie już któryś raz z kolei
- Czasami tak bywa. – nogą przymknęła drzwi
- Straciłam osobę na którą mogłam liczyć.
- Masz jeszcze mnie. Zawsze Ci pomogę. – spojrzałam jej w oczy
- Mówię poważnie. Traktuje Cię jak przyjaciółkę.
- Dziękuje. – mocno ją przytuliłam
Przebyła u mnie cały dzień, a wieczorem wpadli chłopcy z dziewczynami. Niektórzy to byli już parami (Patryk z Klaudią i ci chłopacy, których poznałam potem Aleks z Darią oraz Rafał z Wiktorią).
- Młoda chyba za bardzo nie płakałaś, co? – spytał Przemek
- Chrzań się. – zmierzyłam go wzrokiem
- Ależ Ty milutka. – zaśmiał się Marek
- A tak ogólnie to po co wy tu przyszliście, co?- zaśmiała się Patrycja
Jak się okazało przynieśli trochę alkoholu i wszyscy się spiliśmy. Następnego dnia narzekałam na to, że będę musiała mieszkać sama w domu. Przemek walnął tekstem, że może ze mną zamieszkać, na co ja ze śmiechem odparłam, że ok. Tak naprawdę powiedziałam to dla śmiechu, ale wyszło tak, że jednak ze mną zamieszkał, a po dwóch tygodniach staliśmy się parą…

---------------------------------------------------
Przepraszam za mają bardzo, bardzo długą nieobecność... Wiem, że zawaliłam. Każdy z blogów w jakiś sposób ,,odtrąciłam''. Postaram się być tutaj częściej. Rozdział napisany już był dawno, ale jakoś tak wychodziło, że nie dodawałam... Wiem, że dużo dialogów, ale nie miałam siły już dziś tego poprawiać, a obiecałam sobie, że dziś rozdziały pojawią się na każdym moim blogu. Mam nadzieję, że nie umarłyście z nudów ;) Troszeczkę też strasznie szybko mija ten rozdział, bo kilka miesięcy przeminęło, ale chciałam po prostu dojść w końcu do sedna sprawy ;)

Dziękuje za każdy komentarz jaki się pojawi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz